Na zakończonych właśnie w Pekinie Mistrzostwach Świata w lekkiej atletyce pojawiła się cała konstelacja gwiazd. Które z nich świeciły najjaśniej?
Dla mnie numero uno to zwycięzca dziesięcioboju – Amerykanin Ashton Eaton. Wygrywając pobił on swój, i tak już wyśrubowany, rekord świata. W niektórych konkurencjach prezentował poziom wręcz rewelacyjny: dość powiedzieć, że w biegach na 100 i 400 metrów bez problemów pokonałby najlepszych polskich zawodników specjalizujących się w sprintach...
Wielką gwiazdą był z pewnością Jamajczyk Usain Bolt. Trzy złote medale (100 m, 200 m, sztafeta 4x100 m) to oczywiście rekord tych MŚ. Trzeba jednak przyznać, że w biegach indywidualnych jego przewaga nad rywalami nie była aż taka, do jakiej nas przyzwyczaił.
Jeszcze większą gwiazdą mogła okazać się moja ulubiona zawodniczka – Amerykanka Allyson Felix. Miała szanse na 4 złota, a przez pech musiała zadowolić się „tylko” jednym złotym medalem (400 m) i dwoma srebrnymi (sztafety 4x100 m i 4x400 m). Na czym ten pech polegał? Po pierwsze, organizatorzy tak ułożyli kalendarz startów, że nie można było pobiec zarówno na 200 m, jak i na 400 m. Wobec tego Allyson była zmuszona wybrać tylko jeden z tych dystansów. Zdecydowała się na dłuższy z nich, mimo że miała najlepszy tegoroczny wynik na 200 m. Po drugie, obie sztafety – a szczególnie 4x400 m – zawaliły jej koleżanki.
Z powodu absencji Felix na 200 m, łatwiej było zostać gwiazdą Holenderce Dafne Schippers, która wygrała ten dystans, a prócz tego zajęła drugie miejsce na 100 m. Kolejna gwiazda sprintu to reprezentantka Jamajki, zwyciężczyni biegu na 100 m i członkini najlepszej sztafety 4x100 m – Shelly-Ann Fraser-Pryce.
Ogólnie, poziom sprintów (zarówno kobiecych, jak męskich) był bardzo wysoki.
Dwa złote medale w biegach długich (5 km i 10 km) wywalczył reprezentujący Wielką Brytanię Mohamed Farah. Miałem nadzieję, że dwa złota zdobędzie też inna moja ulubienica, Etiopka Genzebe Dibaba. Niestety, po bezproblemowym sukcesie w biegu na 1500 m przyszedł tylko brąz na 5 km. Podejrzewam, że przyczyną jej porażki na dłuższym dystansie było zmęczenie; w końcu Dibaba musiała wystartować aż pięć razy w ciągu zaledwie tygodnia.
Wielu innych zwycięzców również osiągnęło znakomite wyniki. Wymieniłbym tutaj Kubankę Yarisley Silvę (tyczka), naszą Anitę Włodarczyk (młot), Południowoafrykańczyka Wayde van Niekerka (400 m), Amerykanina Christiana Taylora (trójskok) i Kenijczyka Juliusa Yego (oszczep).
Zwycięzca biegu na 3 km z przeszkodami, Kenijczyk Ezekiel Kemboi, nie uzyskał jakiegoś nadzwyczajnego rezultatu, niemniej jego wygraną też należy koniecznie odnotować. Dla Kemboi był to bowiem czwarty złoty medal MŚ w tej konkurencji. W kolekcji ma jeszcze trzy srebrne medale i... dwa złote z Igrzysk Olimpijskich! Coś niesamowitego!
Czy były jakieś rozczarowania? W moim odczuciu tylko dwa: zaledwie brązowy medal Francuza Renaud Lavillenie (tyczka) i dopiero czwarte miejsce Katarczyka Mutaza Barshima (wzwyż).
Podsumowując, gwiazd na tegorocznych MŚ było naprawdę sporo, a poziom większości konkurencji naprawdę wysoki. Przyszłoroczne Igrzyska w Rio zapowiadają się fascynująco!