Chodzi o wybory do Izby Gmin z 1992 roku. Sondaże przedwyborcze wskazywały wtedy na niewielką przewagę Partii Pracy. Wyniki dwóch (sic!) niezależnych exit polls – jednego przeprowadzonego dla telewizji BBC, a drugiego dla telewizji ITV – sugerowały, że dojdzie do sytuacji nazywanej przez Brytyjczyków hanging Parliament, czyli Izbę Gmin, w której żadna z partii nie ma absolutnej większości. A jednak po podliczeniu głosów okazało się, że Partia Konserwatywna uzyskała wygodną większość 21 posłów!...
O ile dobrze pamiętam, to po tej absolutnie niespodziewanej przegranej ówczesny przywódca Partii Pracy, Neil Kinnock, nie rozdzierał szat biadoląc nad upadkiem demokracji w Wielkiej Brytanii, nie oskarżał nikogo o oszustwa wyborcze, ani nie zrobił z siebie idioty domagając się debaty w Parlamencie Europejskim na temat wyborów w swoim kraju...
PS. Nie mam najmniejszego zamiaru uczestniczyć w jałowej dyskusji, czy ostatnie wybory zostały sfałszowane, czy nie. Notkę tę napisałem tylko dlatego, żeby sprostować powtarzane w kółko nieprawdziwe stwierdzenie, iż nigdy w żadnym demokratycznym kraju nie było wielkiej rozbieżności między szacunkami exit polls a ostatecznymi wynikami wyborów.