Pod koniec zeszłego roku, na zawodach Pucharu Świata w Annecy, nasza zwykle najlepiej strzelająca biathlonistka, Krystyna Pałka, zrobiła coś niesamowitego. Startując na 1. zmianie, w strzelaniu w pozycji leżącej, w tarczy umieściła tylko dwa pociski z ośmiu. Skutkowało to trzema rundami karnymi i oczywiście zniweczyło szanse na dobre miejsce sztafety.
Myślałem, że tak wyśrubowany rekord (6 pudeł w 8 strzałach) trudno będzie pobić. Nie doceniłem jednak możliwości kobiet. A konkretnie – samej Krysi Pałki, która na Igrzyskach w Soczi w pierwszym strzelaniu spudłowała aż siedmiokrotnie. Efekt: 4 rundy karne, dobrze ponad 2 minuty straty po 1. zmianie i koniec marzeń o medalu. Ostatecznie cała sztafeta zajęła 10. miejsce.
Dlaczego, pisząc ten tekst, tak znęcam się nad biedną Krysią? Ano dlatego, że pozostałe nasze biathlonistki – Magda Gwizdoń, Weronika Nowakowska-Ziemniak i Monika Hojnisz – pobiegły znakomicie. Na mecie polska sztafeta do zwycięskich Ukrainek straciła... 2 i pół minuty, czyli właściwie tylko to, co Pałka na 1. zmianie. Ktoś nawet obliczył, że gdyby zamiast sztafety 4x6 km rozgrywano sztafetę 3x6 km – bez pierwszej zmiany – to Polki zdobyłyby srebrny medal!
Żeby być całkowicie uczciwym, muszę stwierdzić, że wszystkie nasze biathlonistki „mają coś za uszami”, tzn. każda z nich kiedyś zawaliła nam bieg sztafetowy. W tym roku najlepsze miejsce polskiej sztafety w PŚ to pozycja 9., chociaż nasze panie potencjał mają na pudło. Dlatego pozwolę sobie powtórzyć zawarte w zlinkowanym powyżej tekście retoryczne pytanie: kobieta zmienną jest - tylko dlaczego na gorsze?!...
A ja tak lubię biathlon, i z medalu w tej dyscyplinie cieszyłbym się jeszcze bardziej niż z innych. Krysiu Pałko, czemużeś mi to uczyniła?... :(